Codziennie rano myję włosy. Źle się czuję, jeśli tego nie zrobię. Kiedy Maluch wszedł w etap naśladowania, koniecznie chciał mnie wyręczać i samodzielnie mi je suszyć. O ile robił to w weekend, mogłam to zaakceptować, ale w tygodniu, kiedy nie mam tyle czasu, to nie było zbyt komfortowe.
Nie było na co czekać, trzeba było znaleźć jakiś zamiennik dla Malucha. W ten sposób trafiła do nas suszarka Little Tikes. Bardzo lubię zabawki tej firmy, głównie ze względu na ich solidne wykonanie. Suszarka jest kolorowa, dźwiękowa i świeci. Nic więcej nam nie potrzeba.
Odkąd do nas trafiła, ja suszę włosy sama, a Maluch robi to wszystkim swoim maskotkom. Suszarka jest mała, w sam raz do małych, dziecięcych rączek. Jest lekka, bardzo łatwo się ją uruchamia. Ma tylko jeden minus, albowiem nie ma wyłącznika dźwięku. Ale poszczególne dźwięki są na tyle krótkie, że nawet jeśli przypadkowo ją włączymy, trwa to tylko kilka sekund. Działa na baterie, które na długo starczają.
Dźwięków jest kilka, w tym również klasyczny dźwięk suszarki. Dla Malucha nie ma to jednak większego znaczenia, suszy każdym dźwiękiem. Producent zaleca tę zabawkę dla dzieci od 6 miesiąca życia. Myślę jednak, że bardziej będą nią zainteresowane trochę starsze dzieci, od 9 miesiąca. Jest bezpieczna, nie zawiera elementów niebezpiecznych.
Kupiłam ją na allegro za 19 zł. Można ją kupić również m.in. tu KLIK.